Książka
Książka - felieton

Żegnaj, mistrzu!

Dotknęła nas ogromna, niewyobrażalna strata. Odszedł Jerzy Pilch. Choć wiele osób może się nie zgodzić i zapewne część z was zastanowi się dwukrotnie nad tym co przeczyta, ale ja osobiście, jak najuczciwiej i najszczerzej nazwę Jerzego Pilcha WIELKIM pisarzem.

Pierwsza moja styczność, nie tyle z twórczością, ile z samą postacią, przypadła na wiek nastoletni i film ,,Wtorek”. Do dziś często wracam myślami do tekstów i filozofii zawartej w tej produkcji, tak zgrabnie i subtelnie dodanej przez Jerzego Pilcha. Mam ogromny sentyment do tego filmu, choć raczej nie zrobił on wielkiej furory. Niemniej pamiętam coś takiego:

  • Kłopoty z kobietami, panowie, to są kłopoty, które nigdy nie… mijają, a w waszym wypadku, zwłaszcza nie miną.

Albo

  • Jurek, jak ty to robisz? – pyta Paweł Kukiz widząc muzy otaczające Jerzego Pilcha.
  • Ja nic nie robię. Ignoruję. Nie zwracam uwagi. Nie odbieram telefonu. Nie odpisuję na listy. Nie chodzę na randki. Ja w ogóle nic nie robię w życiu. Nie prowadzę samochodu, nie znam się na komputerze. Może przez to się znam trochę na kobietach… a poza tym, wiesz… czasy, czasy są takie że wystarczy nie być impotentem, a już się jest w czołówce… Europejskiej!

Po prostu piękne. Zarazem zabawne, cyniczne, a przede wszystkim prawdziwe. I to ostatnie najlepiej opisuje pisarza. Był szczery. Nawet w głupim, zapewne niskobudżetowym filmie, w którym musiał się zmagać z Kukizem i Bolcem.

Kiedy pierwszy raz sięgnąłem po książkę, a w zasadzie zbiór opowiadań ,,Moje pierwsze samobójstwo”, miałem może szesnaście lat i nikłą wiedzę na jakikolwiek temat. Na pewno nie rozumiałem, jaką perełkę literacką trzymam w dłoniach. Przykre, ale prawdziwe. Owe opowiadania, a właściwie jedno o najpiękniejszej dziewczynie w mieście, utkwiło mi do dziś w głowie. Otóż przeczytałem w nim, że jeżeli ma się styczność z piękną kobietą w pokoju, najważniejsze jest miejsce, jakie się zajmie. Reszta sama się potoczy. Mądrość dana na całe życie przez człowieka, którego niestety nigdy nie miałem sposobności i zaszczytu poznać. A rada, jaką mnie ówcześnie oświecił pozostała do dziś.

Dalsze spotkania z twórczością musiały poczekać kilka lat, na większe zrozumienie i dojrzałość z mojej strony. ,,Spis cudzołożnic” był przeżyciem intelektualnym i emocjonalnym, jaki dotknął mnie przy czytaniu tylko kilka razy w życiu. Mimo zachwytu i wielu, naprawdę wielu przemyśleń, popełniłem zbrodnię względem Jerzego Pilcha. Zacząłem go bardzo blisko zestawiać z Milanem Kunderą. Co prawda, do dziś dostrzegam wiele podobieństw, zresztą sam Pilch, w jednym z wywiadów nie krył zainteresowania tym twórcą (z wiekiem i twórczością Kundery ono malało), a także niejakiej małej inspiracji. Z perspektywy czasu, dostrzegam wielkość, o której wspomniałem na wstępie, po stronie polskiego pisarza, a pewne zachwianie po stronie sąsiada z Czech. Nasz rodak wybił się ponad przeciętność i każdą kolejną powieścią poprzeczkę podnosił wyżej. Mimo choroby, mimo własnych słabości, stał się niedoścignionym głosem literackim Polski. Miał w sobie coś z Kundery, tak samo jak z Bukowskiego czy Hłaski, jednak stworzył swój własny styl, któremu już nikt nie dorówna.

Świadomie przytoczyłem nazwisko Bukowskiego, nie tylko przez pryzmat pisarski. Jerzy Pilch był szczerym, prawdziwym, pogrążonym w bólu i lękach pisarzem, pokazującym, że nie mamy się czego wstydzić. Nie musimy szukać idolów daleko za oceanem, trujących się alkoholem i pisarstwem. Mamy naszego orędownika prawdziwości, potrafiącego o sobie i o swoim życiu pisać jak nikt inny.

Pilch napisał wiele książek, mniej lub bardziej znanych. Oczywiście ,,Pod mocnym aniołem” i ,,Żółty szalik” są filmami nakręconymi na podstawie twórczości autora. Są to historie o alkoholizmie i zmaganiem się z nim. Trudne, smutne, bardzo rzeczywiste. Niby oddalone od nas samych, a jednak takie bliskie, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Trochę jak życie samego pisarza. Szczerość jaką nas obdarzył, może była rozliczeniem samego siebie, jednakże stała się ona skarbem polskiej literatury. Napiszę tak: Jerzy Pilch w swojej prostocie, wymieszanej z przemyśleniami, filozofią, niekiedy absurdem i grzesznością przerósł bardzo, bardzo wielu, nawet tych wybitnych piszących teoretyków życia oraz intelektualistów-pisarzy.

Gdy zacząłem myśleć o felietonie na ten tydzień, zacząłem odkrywać tego autora na nowo. Myślałem o porównaniach do przytoczonych wyżej Kundery i Bukowskiego. Myślałem o stwierdzeniu, jakoby Pilch utożsamiał najlepsze, co mieli tamci. Jakby był hybrydą. Na szczęście zrozumiałem wielkość polskiego pisarza. Przerósł wspomniane legendy, a przynajmniej w moich oczach. Pozory klasy jednych przyćmiewają tę autentyczną. Tak było też w tym przypadku.

Przyszło nam żyć w dziwnych czasach literatury: dennych, nudnych, ułomnych i pozerskich. Często pozbawionych stylu i klasy, a z reguły czegokolwiek. Na szczęście mieliśmy również szczęście żyć w czasach pisarza o talencie, daleko sięgającym poza granicę tego kraju.

Choć jak wspomniałem, nie miałem zaszczytu poznać Jerzego Pilcha, uroniłem łzę na wiadomość o jego śmierci. Teraz pozostało nam wszystkim czytać i smakować się słowem przez niego napisanym. Odszedł za szybko, ale teraz w pozostawionym dorobku będziemy doszukiwali się jego obecności.

Żegnaj, Mistrzu!

5/5 - (1 vote)
Spodobał Ci się ten artykuł? Udostępnij go znajomym!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *