Ken Follett potrafi pisać znakomite powieści historyczne, czego najlepszym dowodem jest książka „Niech stanie się światłość”.
Recenzja powstała dzięki współpracy w Wydawnictwem Albatros.
Na początku muszę się przyznać do tego, że zawsze chciałem przeczytać wszystkie książki Kena Folletta. Szczególnie serię „Filary ziemi”. O tym pisarzu słyszałem same znakomite opinie, jedyne co mnie odstraszało, to grubość tych pozycji. Jak również fakt, że przystąpiłem do lektury „Niech stanie się światłość” bez znajomości późniejszych części.
Kiedy Kingsbridge nie było jeszcze Kingsbridge
Najnowsza książka Folletta jest zatem prequelem najgłośniejszej powieści tego autora. Pisarz przedstawia nam Anglię na koniec pierwszego tysiąclecia, kiedy widmo wieków średnich coraz mocniej zaczyna pojawiać się na horyzoncie. Kraj pogrążony jest bowiem w chaosie. Pustoszą go najazdy wikingów, Normanów i Walijczyków, co mnoży terror i zniszczenie. Można w tej książce doszukać się analogii do współczesności, bo w trudnych czasach zawsze po głowie najmocniej obrywają zwykli ludzie. W „Niech stanie się światłość” są oni bardzo ważni, bo znakomicie opisano ich los.
„Niech stanie się światłość” a bohaterowie
W książce Folletta mamy trzy najważniejsze postaci: Edgara, lady Ragnę i brata Aldreda. Ich wszystkich łączą takie ideały jak: dobro, sprawiedliwość, honor i chociaż nie omijają tej trójki trudności, to wszyscy są im wierni. Prosty zabieg? Niby tak, ale to wszystko trzeba jeszcze umiejętnie opisać. Sam momentami łapałem się na tym, że zarwałem nockę czy dwie, aby poznać dalsze ich losy.
„Niech stanie się światłość” to nie tylko bohaterowie pozytywni. Najważniejszym czarnym charakterem jest biskup Wynstan, który ma wszystkie najgorsze cechy, jakie możemy przypisać osobom duchownym. Wspomnę tylko o dwóch: obsesję na punkcie władzy i pieniędzy. Wspomniana wcześniej trójka cały czas będzie się z nim i jego rodziną spierać, łatwo nie będą mieli również inni mieszkańcy Kinsgbridge i okolic.
Historia w „Niech stanie się światłość”
Książka Folletta to w głównej mierze powieść historyczna. Pewnie, że opowiada o losach wymyślonego miasta, ale pozostałe kwestie są w „Niech stanie się światłość” doskonale opisane. Po pierwsze oddany został klimat czasów przełomu tysiącleci. Ówcześni ludzie mieli na głowie inne troski, ale naturalnym jest, że takie rzeczy jak miłość, dobro, wrażliwość, pieniądze, władze, namiętności występowały.
Ponadto na kartach powieści przedstawiona została historia Anglii. Mamy zatem wspomniane już wojny z wikingami, Normanami i Walijczykami, ale przede wszystkim ukazany został los zwykłych ludzi, którzy wobec ataków nieprzyjaciela byli zupełnie bezbronni. Do tego jeszcze historia Kościoła. W „Niech stanie się światłość” nakreślono sytuację tej instytucji i jej największe problemy. Na czele z wysoką pozycją stanu duchownego i do jakich niebezpiecznych sytuacji to prowadziło. Muszę przyznać, że Follettowi doskonale udało się oddać to, że pomimo różnicy wieków w Kościele byli ludzie słabi i grzeszni. Oczywiście nie brakowało również tych z powołaniem. Brzmi znajomo, prawda?
Jak zgrabnie opisać wydarzenia całej dekady?
To wszystko sprawia, że książkę „Niech stanie się światłość” czyta się z wielkim zainteresowaniem. Sam momentami wręcz ją pochłaniałem, co nie było łatwe z uwagi na 770 stron. Jeśli pisze się takie cegły trzeba zadbać o to, żeby odbiorca nie znudził się gdzieś po drodze. I muszę przyznać, że bohaterowie, wątki historyczne i język perfekcyjnie dopracowano, co wpływa na znakomity odbiór powieści.
Walka dobra ze złem
„Niech stanie się światłość” to doskonała baza do dyskusji o tym, jak podstawowe wartości są przez ludzi pielęgnowane i przekazywane pokoleniom. Książka Folletta pokazuje, że obsesja na punkcie pieniędzy może zgubić każdego człowieka, a postawienie na dobro jest doskonałą, choć trudną, inwestycją. Drobną przesadą było nakierowanie akcji na to, że życie zawsze jest sprawiedliwe, a dobro zwycięża ze złem.
Niemniej bez dwóch zdań uważam, że po książkę „Niech stanie się światłość” po prostu trzeba sięgnąć. Miłośnicy trylogii o Kingsbridge będą zachwyceni, a ci, którzy nie czytali, powinni sięgnąć po kolejne tomy. Ja już zamówiłem „Filary ziemi”.
Zobacz premiery czytelnicze, które polecamy w tym tygodniu!
Książka „Więzy krwi” – przeczytaj naszą opinię!
Spodobał Ci się ten artykuł? Udostępnij go znajomym!