Okładka książki "Tygiel zła" James Rollins
Książka "Tygiel zła" James Rollins

Tygiel zła” długo będzie kojarzył mi się z debiutem i nie chodzi tu tylko o mój pierwszy tekst na przeczytane.net. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z literaturą Jamesa Rollinsa, więc… najpierw oceniłem książkę po okładce. Napisać, że zrobiłem wielki błąd, to nic nie napisać…

Materiał powstał dzięki współpracy z wydawnictwem Albatros.

„Tygiel zła” James Rollins

Na wstępie muszę zwrócić honor Panu Jamesowi Rollinsowi. Jego pozycja okazała się lekturą przez wielkie „L”. Nie wiem, czy wpływ na moją opinię miało samo pióro autora, czy może małe oczekiwania, jakie miałem wobec tej pozycji. Niemniej „Tygiel” w wielu momentach sprawił, że mój mózg przypominał lej po bombie atomowej.

Przeczytaj także: „OSTATNIA ODYSEJA” JAMES ROLLINS – RECENZJA

Na moje niewygórowane oczekiwania miał wpływ fakt, że „Tygiel zła” jest jedną książką w cyklu. Pewnie wielu z nas (bo też należę do tej grupy) niekiedy to zniechęca. Musimy zaczynać serię od któregoś z kolei tomu i siłą rzeczy nie znamy wcześniejszych historii. A może właśnie to one będą miały ogromne znaczenie na bieg fabuły? Na to w przypadku „Tygla zła” wskazywała również okładka, na której znajduje się m.in. Paryż w płomieniach. Skoro tak ważne miasto zostało przez autora „podpalone” to strach pomyśleć, co on wcześniej zrobił z wieloma miejscami w świecie całej serii i czego jeszcze nie wiem, a muszę wiedzieć. Mogę więc śmiało stwierdzić, że gdybym nie dostał tej książki do recenzji, tylko zobaczył ją na stoisku – nigdy bym po nią nie sięgnął. I byłbym umysłowo biedniejszy.

Refleksja ważniejsza od przygody

Nie chcę w tej recenzji skupiać się stricte na przygodach bohaterów. Myślę, że byłoby to ze szkodą. „Tygiel zła” to jedna z tych lektur, w których fabuła jest swego rodzaju dodatkiem. Główną rolę gra fakt, że autor niejako wymusza na czytelniku potrzebę zastanowienia się nad problemami, które mogą nas dopaść w przyszłości.

Mówi się, że naprawdę dobre kłamstwo powinno być zbudowane na prawdzie. James Rollins tak zbudował fikcyjny świat w swojej książce. Przede wszystkim skupił się na temacie sztucznej inteligencji, która ciągle jest rozwijana i która później będzie mogła sama się ulepszać do wyższego poziomu niż człowiek. Żeby jednak to nie brzmiało jak kolejna historia o przejęciu władania nad światem przez maszyny, autor swoje opisy poparł badaniami czy wynalazkami, które są obecne w rzeczywistości.

Urządzenie czy już istota czująca?

Mara – jedna z głównych bohaterek książki stworzyła SI o nazwie „Ewa” – superinteligentną maszynę. Maszynę, która za pomocą wgranych kodów mogła poczuć miłość, nienawiść czy nawet odczuwać ból. Ten podobno jest niczym innym jak szeregiem impulsów, które docierają do naszego mózgu. Można zatem powiedzieć, że „Ewę” od człowieka odróżniał jedynie brak ciała.

Posiadanie takiego urządzenia jak SI dawało ogromną władzę. W pewnym momencie „Ewa” została porwana przez ludzi tytułowego „Tygla” – pozostałości po hiszpańskiej inkwizycji, która od wieków działała konspiracyjnie. Oprawcy torturowali „Ewę”, żeby ta mogła wykonywać ich rozkazy. I tu pojawia się pytanie: czy w przyszłości taka maszyna jak „Ewa” – czująca ból i inne emocje, może być przez nas traktowana przedmiotowo? Nie chodzi nawet o traktowanie jej na równi ze zwierzętami, które ustępują nam w inteligencji. Bo SI może nam – ludziom być równa albo nawet później prześcignąć nas w byciu istotą rozumną. Odpowiedź na to pytanie pozostawiam każdemu z Was. Sam natomiast nie wiem już co o tym myśleć.

Okładka książki "Tygiel zła" James Rollins
Książka „Tygiel zła” James Rollins

Od wieków ludzie szukali recepty na nieśmiertelność poprzez ulepszanie swojego ciała. A może po prostu musimy się go pozbyć? Skoro kiedyś będziemy w stanie zbudować superinteligentną istotę taką jak my, to być może sami będziemy mogli „przepisać” siebie na kod i umieścić swoją duszę w urządzeniu? To jeden z pomysłów, który przyszedł mi po przeczytaniu książki. I myślę, że on pokazuje siłę tej lektury, która oddziałuje na czytelnika na długo po odłożeniu jej na półkę.

Życie kilku za życie wielu

Dość popularna jest zagwozdka filozoficzna mówiąca o uszkodzonym samolocie. Być może ją słyszeliście. Prawdopodobnie istnieje kilka wersji. Odnosi się do wyboru pomiędzy poświęceniem np. setki ludzi dla tysięcy. Mianowicie: wiadomo, że samolot został uszkodzony w powietrzu i leci prosto w kierunku stadionu wypełnionego przez 20 tys. ludzi. Wy jako rządzący musicie zdecydować: czy ryzykujecie życie tych 20 tys. i liczycie na to, że samolot jakoś wyląduje np. na płycie boiska czy jednak podejmujecie decyzję o zestrzeleniu maszyny, przez co ginie 200 ludzi. Podobny zabieg zastosował James Rollins w swojej książce. Tylko że on nie był zbyt łaskawy dla swoich bohaterów i postawił ich w jeszcze trudniejszej sytuacji.

Po tym jak „Tygiel” dokonał zniszczeń w Paryżu, jego żołnierze zaczęli uciekać z miasta z SI na pokładzie helikoptera. Agenci Sigmy ruszyli w pościg i w pewnym momencie stanęli przed trudnym wyborem.

  1. Zniszczyć helikopter przeciwników i urządzenie, które podpaliło Paryż i może podpalić kolejne.
  2. Pozwolić wojownikom „Tygla” uciec, ponieważ zaczęli strzelać do grupy niewinnych ludzi i nie ustąpią, zanim nie przestaną być ściganymi.

Co Wy byście zrobili? Pamiętajcie, że każda sekunda jest – dosłownie – na wagę życia. Po analizie „za” i „przeciw” raczej skłaniałbym się do pierwszej opcji. Ciekaw jestem natomiast Waszej opinii.

W przyszłości zhakujemy człowieka

James Rollins poruszył także problem związku medycyny i technologii. Jeden z bohaterów – agent Monk posiada mechaniczną rękę, która jest sterowana przez urządzenie podłączone do jego mózgu. Taki mechanizm jak każdy inny jest podatny na zhakowanie. Można sobie wyobrazić sytuację z przyszłości, w której jakiś szaleniec włamuje się do takiego systemu w głowie człowieka. Strach pomyśleć jak to wykorzysta. Taka perspektywa pokazuje nam, że być może w tej ciągłej gonitwie za postępem muszą w pewnym momencie powstać granice. Może należy przestać biec dalej w nieznane, a zamiast tego lepiej zorganizować się na odkrytych technologicznych ziemiach?

Do beczki miodu, w której zanurzyłem „Tygiel zła” muszę dodać małą łyżkę dziegciu. Podczas czytania lektury mocno irytował mnie fakt, że niektóre zdania wypowiedziane przez bohaterów po łacinie czy po francusku nie zostały przetłumaczone poniżej. Niby obecnie można łatwo sprawdzić tłumaczenie w Internecie. Jednak: „po co?”. Wymuszone momenty oderwania się od lektury czy po prostu ominięcia niektórych niezrozumiałych zdań, działają – moim zdaniem – na minus.

„Tygiel zła” James Rollins – recenzja

Wiem, możecie odnieść wrażenie, że po prostu zakochałem się w tej książce i przestałem być obiektywny. Jednak to nie to… James Rollins za pomocą „Tygla zła” zaskoczył mnie swoim przygotowaniem do samego tematu i przede wszystkim wymuszeniem na czytelniku refleksji, która niekiedy rozsadza mózg. Dlatego zaplanujcie okienko w kalendarzu i usiądźcie w skupieniu (piszę to nieprzypadkowo) do lektury. „Tygiel zła” niczym kobieta – chce, drodzy czytelnicy, żebyśmy poświęcili jej znaczną część swojej uwagi. Bez tego jej nie zrozumiemy, jeśli kiedykolwiek zdołamy zrozumieć…

Jeśli chcesz nas wesprzeć, postaw nam KAWĘ! Zastrzyk energii gwarantowany!

Więcej ciekawostek o literaturze znajdziesz na naszym FacebookuX-ie (dawniej Twitterze) i Instagramie!

Zostaw po sobie ocenę!
Spodobał Ci się ten artykuł? Udostępnij go znajomym!

By Patryk Kapa

Człowiek z centralnej Polski, z miasta Łodzi. W wolnych chwilach studiuje dziennikarstwo i uczy się włoskiego. Nie może żyć bez futbolu. Jednak czasem musi od niego odpocząć. Rozwiązaniem okazały się seriale i książki. Dużo książek...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Verified by MonsterInsights