Co dzieje się, gdy śmierć nie kończy wszystkiego, a zamiast ciszy i spokoju przychodzi konieczność zmierzenia się z własnym życiem? Powieść Julii Maj „O pięciu osobach, które odwiedziły moją żonę po mojej śmierci” to pełna melancholii i zaskoczeń historia o pamięci, bliskości i prawdach, które ujawniają się dopiero po odejściu.
„O pięciu osobach, które odwiedziły moją żonę po mojej śmierci” Julia Maj
Narrator i zarazem główny bohater, Witold, oficjalnie już nie żyje, choć jego bliscy nieco pospieszyli się z żałobą. Zamiast przejść dalej, utknął między światami jako duch, przywiązany na stałe do swojego fotela. Niewielu potrafi go zauważyć czy usłyszeć, a kontakt z nim możliwy jest tylko w wyjątkowy sposób. Witek obserwuje wydarzenia rozgrywające się w jego domu tuż po własnej śmierci, a sam tytuł powieści jasno sugeruje, że stanie się świadkiem wizyt różnych osób.
Przeczytaj również: „Ciężar skóry” Małgorzata Rejmer – recenzja
53-letni bohater nie pamięta ani chwili śmierci, ani jej okoliczności. Nie rozumie też, dlaczego jego obecność wciąż trwa na ziemi. Dopiero kolejne odwiedziny zaczynają odsłaniać przed nim zaskakującą prawdę. Choć bezskutecznie usiłuje nawiązać kontakt ze światem żywych, ogarnia go niepokój, że bliscy zapamiętają go w sposób, którego by nie chciał. Witold wierzył, że był dobrym mężem, synem i obywatelem, lecz coraz trudniej mu utrzymać tę pewność. Powieść „O pięciu osobach, które odwiedziły moją żonę po mojej śmierci” Julii Maj ukazuje śmierć nie jako koniec, lecz jako moment konfrontacji z własnym życiem i pytanie, czy naprawdę warto odkładać wszystko na później.
Debiut dojrzały i pełen subtelności
Choć „O pięciu osobach, które odwiedziły moją żonę po mojej śmierci” to pierwsza książka Julii Maj, wyraźnie czuć, że autorka nie traktuje pisania jako eksperymentu czy przypadkowej próby. Fabuła jest przemyślana, a motywy przewodnie, takie jak śmierć, pamięć, relacje, układają się w spójną całość. Nie ma tu chaotycznego gromadzenia wątków typowego dla niektórych debiutów, a raczej powściągliwość i dyscyplina narracyjna. To zaskakująca dojrzałość, ale dzięki temu mamy pewność, że historia została napisana z wyraźnym zamysłem literackim.

Narracja w książce „O pięciu osobach, które odwiedziły moją żonę po mojej śmierci” ma w sobie coś z melancholii znanej z prozy japońskiej. Mówię tu o subtelności, skupieniu na emocjach, zwyczajności i ciszy, a nie na gwałtownych zwrotach akcji. Codzienność przeplata się z metafizycznym doświadczeniem, a śmierć jawi się jako naturalna część życia, a nie jego absolutne przeciwieństwo. Atmosfera jest pełna wyciszenia, zadumy i niejednoznaczności.
Julia Maj rezygnuje z bogatej metaforyki czy rozbudowanych opisów na rzecz języka niemal reporterskiego – surowego i codziennego, chwilami nawet topornego. To sprawiło, że tej książki nie dałem rady przeczytać ani w jeden, ani dwa wieczory. Potrzebne było więcej podejść. Ten styl jednak pełni ważną funkcję: oddaje ograniczoną perspektywę bohatera, jego rutynowe życie w 3-tysięcznym miasteczku, gdzie czas płynie powoli, a wydarzenia mają wymiar bardziej lokalny niż dramatyczny.
Choć fabuła książki rozwija się konsekwentnie i przyciąga obietnicą stopniowego odkrywania prawdy, finał zaskakuje tym, że jest… inny niż to, co widzieliśmy do tej pory. Miałem wrażenie, że zakończenie napisała inna osoba. Zamiast pozostać w klimacie subtelności i niepewności, końcówka wydaje się nieco oderwana od tego, co przeczytałem dotychczas. Przy czym z jednej strony jest to wada, ale z drugiej to niespodziewanie i zaskoczenie okazało się na tyle charakterystyczne, że na pewno po wielu miesiącach to właśnie ono utkwi mi najbardziej w pamięci.
„O pięciu osobach, które odwiedziły moją żonę po mojej śmierci” Julia Maj – recenzja
„O pięciu osobach, które odwiedziły moją żonę po mojej śmierci” jest nie tylko opowieścią o życiu i śmierci Witolda, ale poważnym studium problemów, jakie najczęściej dopadają rodziny w Polsce. O największych nieszczęściach i ich przyczynach oraz o tym, co dzieje się z człowiekiem po śmierci. To książka, która zmusza do zatrzymania się i zadania sobie kilku niewygodnych pytań o własne życie. Pokazuje też, że najtrudniejsze rozmowy zaczynają się często dopiero wtedy, gdy jest już za późno.
Jeśli chcesz nas wesprzeć, postaw nam KAWĘ! Zastrzyk energii gwarantowany!
Więcej ciekawostek o literaturze znajdziesz na naszym Facebooku, X-ie (dawniej Twitterze) i Instagramie!
