„Anioł z Monachium” wykorzystuje historię śmierci Geli Raubal, która w 1931 roku dla wszystkich Niemców była wielkim szokiem. Szczególnie wobec głośnych plotek o szczególnej relacji dziewczyny z Adolfem Hitlerem. Fabiano Massimi wziął ten wątek i stworzył ciekawy kryminał z historią w tle.
8 godzin na rozwiązanie zagadki
Historia przedstawiona w „Aniele z Monachium” osnuta jest wokół prawdziwych wydarzeń. Jest wrzesień 1931 roku, kiedy do funkcjonariuszy monachijskiej policji napływa szczególne zawiadomienie – w apartamencie Prinzregentplatz 16 w Monachium znaleziono ciało 23-letniej Angeli Raubal. Siostrzenicy Adolfa Hitlera.
Śledztwo oczywiście zyskuje najwyższy priorytet, do sprawy angażuje się dwóch najlepszych śledczych. Siegfried Sauer i Helmut Forster od początku nie mają łatwo – przecież zdają sobie sprawę czyje ciało znaleźli. W dodatku od przełożonych dostali całe osiem godzin na rozwiązanie zagadki: czy to było samobójstwo, czy zabójstwo?
Dlaczego anioł z Monachium musiał zginąć?
Kiedy trafiłem na ten moment w książce uśmiechnąłem się od ucha do ucha i wspomniałem komisarza Adama Zawadę z „Kryminalnych”. Jemu udawało się w podobnym czasie wyjaśniać sprawy, a kiedy serial zrobił się niezwykle popularny, to w środowisku policjantów był obiektem kpin.
Tak samo musieli się poczuć nasi bohaterowie po usłyszeniu jak długie będzie to śledztwo. Największej pikanterii całej akcji dodaje fakt, że sprawa dosyć szybko zostaje zamknięta, a Sauer oraz Forster zaczynają pracować na zlecenie samego Hitlera. Paradoks tej sytuacji wyglądał tak, że wódz chciał za wszelką cenę poznać prawdę, ale jego współpracownicy chcieli zrobić wszystko, aby śledztwu ukręcić łeb.
Tej historii smaczku dodaje fakt, że autor miał dostęp do akt śledztwa, wykopał gazety z tamtego okresu, miał zatem na dłoni schemat akcji i wszystkie możliwe plotki mieszkańców Monachium z 1931 roku. Na czele z tymi, że relacje Hitlera z siostrzenicą przekraczały wyobrażenie normalnych ludzi. I mogły wodzowi zaszkodzić.
Historia na pierwszym planie
Zacznijmy w ogóle od tego, dlaczego „Anioł z Monachium” mimo swych kilku oklepanych kwestii do końca utrzymał nas przy lekturze. Jakie to elementy? Na pewno postać głównego bohatera, który został przedstawiony w dosyć przewidywalny sposób. Do tego wątek miłosny (a może erotyczny?) Sauera i kelnerki, naszym zdaniem niewykorzystany.
Momentami w tej książce brakuje ognia i nie dziwią nas opinie, że niektórym się lektura dłużyła. U nas mogło być podobnie, gdyby nie to, że jesteśmy fanami historii. A „Anioł z Monachium” to nie tylko Hitler i jego siostrzenica, nie tylko najważniejsi ludzie z partii nacjonalistycznej, ale również ten ciężki klimat Monachium na początku lat 30. Czas zderzających się poglądów, moment rosnącej potęgi nazizmu. Jak ludzie do tego podchodzili? Jak widzieli fuehrera? Czy bezradnie patrzyli na rodzącą się potęgę? A może próbowali walczyć?
To wszystko w tej książce jest, w dodatku okraszone znakomitym przygotowaniem autora pod kątem researchu. Podążając za głównym bohaterem mieliśmy uczucie, że spacerujemy po stolicy Bawarii. Czuliśmy smak precli, zapach piwa i pieczonej kiełbasy oraz fetor zatęchłych piwiarni.
Ile historii jest w fikcji?
„Anioł z Monachium” nie jest książką w stu procentach historyczną. Owszem czasy, miejsce akcji i bohaterowie są prawdziwi, ale autor dodał im własne myśli i motywacje. Przede wszystkim jest to jednak opowieść o bezwzględności ludzi, którzy zrobią wszystko w celu osiągnięcia władzy. Wszystko, czyli dla osobistych laurów są w stanie poświęcić młodą niewinną dziewczynę. I ta książka młodej Geli również daje drugie życie.
Wszystkie nowości znajdziesz na taniaksiazka.pl.
Jeśli zainteresował cię ten artykuł, może zaciekawi cię „Malarz dusz”.
Spodobał Ci się ten artykuł? Udostępnij go znajomym!