Siedząc w domu podczas pandemii koronawirusa zastanawiałem się na jakie książki zdecydowała się większość moich rodaków. Czy były to pozycje ciężkie i trudne, dołujące i pełne goryczy oraz zwątpienia? A może sięgaliście po coś optymistycznego? Sam wybrałem jedno i drugie.
Większość z nas musiała zostać w domu z powodu epidemii, jaka dotknęła nas w ostatnich tygodniach. Czy jest zasadna, czy nie, zatrzymała nas na przysłowiową chwilę? Niewątpliwie funkcjonowanie naszych rodzin zostało mocno ograniczone. Nie mieliśmy i wciąż nie mamy tyle możliwości co zazwyczaj. Pozamykane zostały kina, teatry, baseny, siłownie, a nawet puby. Duża część z nas nadrabia filmy i seriale w serwisach streamingowych, inni poświęcają czas rodzinie, a pozostali sięgają po zaległe książki. Ciągłe usprawiedliwianie się o brak czasu oraz nieustanna gonitwa odeszły w cień. Nareszcie mogliśmy zacząć czytać. Na nowo. Zdecydowany plus dla wszystkich bibliofilii, posiadających opasłe półki pełne zaległości.
Niestety ta sytuacja ma również ogromny minus. Księgarnie są zamknięte, a nie ukrywam, że jedną z najlepszych chwil w tygodniu było u mnie poszukiwanie nowych tytułów. Szperanie pośród setek tytułów zawsze ma coś w sobie magicznego. Przypomina niekiedy wyprawy z powieści Verne’a. Podczas szukania książek odkrywają się przed nami kolejne szlaki, nowe drogi i twórcy. Zatrzymujemy się na chwilę, przeglądamy, czytamy, szukamy dalej. Stajemy się prawdziwymi podróżnikami świata, nie wychodząc ze sklepu. Chyba największym pięknem literatury jest to, że możemy znaleźć w niej praktycznie wszystko. Tym bardziej w czasach zamknięcia. Telewizja, filmy, programy mają podobną cechę, przedstawiają nam świat nieznany i rzeczywistość alternatywną, to poprzez literaturę jednak nasza wyobraźnia naprawdę działa. Słowa napisane stymulują nasz umysł i potęgują siłę wyobraźni. Stajemy się często nie tylko obserwatorami danej historii, ale wręcz w niej uczestniczymy.
Na szczęście niektóre księgarnie pozostały otwarte, często w zmienionych godzinach i z nakazem utrzymywania odpowiedniej odległości. W końcu jest pandemia. W jednej z takich miejsc zapytałem z ciekawości o tytuł ,,Miłość w czasach zarazy”. Od razu zaznaczę, poszukiwałem owej książki przez wzgląd na autora, narrację i wykreowany świat, ewentualnie gdzieś w dalszej kolejności byłem zainteresowany opisywaną przez Marqueza miłością. Pani w księgarni zaśmiała się, słysząc moje zapytanie i oznajmiła, że w obecnym czasie pandemii ta książka jest bardzo poczytna, poszukiwana i ochoczo wykupywana ze sklepów. Podobnie zresztą jak ,,Dżuma”. Nie będę kłamał, moją pierwszą reakcją był śmiech. Być może nawet trochę bezczelny. Dlaczego? Ponieważ ta pozycja nie jest o zarazie. O ile ,,Dżuma” była i jest w pełni zasadna w obecnym czasie, o tyle ,,Miłość w czasach zarazy” nie bardzo. Czytałem tę książkę wiele lat temu, ale pamiętam: kluczem jest w tytule ,,miłość”, a nie ,,zaraza”.
Jeszcze kilka tygodni wcześniej powieść Marqueza wysypywała się w marketach z koszy, z nazwą ,,tanie czytanie”. Minęło trochę czasu, kilka decyzji odgórnych, zamknięcie w domach i nagle wielki pisarz XX wieku przeżywa swój powrót. Głęboko wierzę w wiedzę ludzi kupujących ,,Miłość w czasach zarazy” i ich świadomość, o czym naprawdę jest ta powieść.
Niemniej po rozmowie z kilkoma znajomymi przekonałem się o ogromnym znaczeniu słowa ,,zaraza” w tytule. Jak nadmieniłem, Marquez ma swój czas, co jest bardzo dobrą wiadomością, ponieważ jego powieść jest świetna i nieprzypadkowo zaliczana do najlepszych powieści w historii literatury światowej, a sam autor otrzymał literacką Nagrodę Nobla. Wprawdzie nie za tę książkę, ale przecież nie jest to ktoś pokroju naszego Remigiusza Mroza.
Tym bardziej, mimo nawet braku świadomości wielu z nas, cieszę się z faktu wzmożonego popytu na ,,Miłość w czasach zarazy”. Wszyscy czytający, raczej mają za sobą tę powieść, ewentualnie czeka na ,,skonsumowanie”. Osoby czytające sporadycznie sięgając po taki kawał literatury będą miały możliwość obcowania z pięknem słowa, geniuszem autora i przepięknym światem, jaki nam pozostawił. Zdecydowanie lepsza lektura niż kolejna powieść erotyczna z nijakim wyuzdaniem i pokaźną liczbą wulgaryzmów na każdej stronie. I taka myśl mnie naszła, wręcz filozoficzna: lepszy świadomy czytelnik czytający erotykę, czy nieświadomy czytający klasykę?
Tak duży popyt na Marqueza nie jest przypadkiem. Tytuł i epidemia zawarta w książce skłoniły czytelników do sięgnięcia, zapewne często także powtórnego, po tę pozycję. A może cała ta epidemia ma służyć zwiększeniu poczytności Marqueza.
Żeby nie było, to żart.
Coś innego jednak przykuło moją uwagę. Dlaczego w obliczu kryzysu gospodarczego, pandemii (prawdziwej czy nie), izolacji, strachu oraz paniki, czytelnicy sięgają po lektury o równie trudnych okolicznościach. O ile ,,Miłość w czasach zarazy” opowiada o trudnej miłości, o tyle ,,Dżuma” jest właśnie o sytuacji krytycznej, w której ludzie umierają na śmiercionośną chorobę. Najprawdopodobniej w takich momentach szukamy odpowiedzi i możliwej drogi wyjścia. Żartem, i to wręcz absurdalnym, jest sięganie po powieść Marqueza w odnalezieniu odpowiedzi jak zwalczyć pandemię, niemniej sam chwyciłem po przygnębiającą książkę w tym okresie. Co prawda jedną, ale jednak. Był to ,,Dół” Płatonowa, opowiadający o czymś zupełnie innym, choć dostrzegalny gołym okiem brak logiki u bohaterów powieści i w naszej telewizji lub na ulicach jest bardzo podobny.
Inne lektury wybrane przeze mnie w tym czasie, były wręcz zabawne, śmieszne, krzepiące. Na przykład opowieści o Don Camillo. Miałem nadzieję oderwać się od tej przyziemności i codziennych spraw. Bardzo mnie interesuje, co inni czytają. Czy naprawdę większość z nas sięgnęła po ciężkie i trudne, dołujące i pełne goryczy oraz zwątpienia książki? Czy jednak chwyciliście, jak i ja, za lekturę optymistyczną, żartobliwą, wesołą, z akcentami humorystycznymi?
Spodobał Ci się ten artykuł? Udostępnij go znajomym!