Do „Pełnika” podchodziłem z dużą dozą podejrzliwości. Pozycja, której autorką jest Anna Lewicka, reklamuje się jako „powieść grozy”. Wprawdzie w czasie lektury mocno się nie przestraszyłem, ale bardzo zaskoczyłem – na plus.
Materiał powstał dzięki współpracy z księgarnią internetową selkar.pl.
„Pełnik” Anna Lewicka
Gdy zasiadałem do „Pełnika” miałem spore wątpliwości czy mi się po prostu spodoba. Nie przepadam zwykle za tekstami kultury, które mają tylko przestraszyć. A takim wydawał mi się tytuł Anny Lewickiej. Po czasie mogę stwierdzić, że cieszę się z podjęcia ryzyka. Autorka nie tyle straszy poprzez swoją lekturę, co mocno szokuje opowiadaną historią. Chociaż gdybym czytał w nocy, będąc sam w domu, prawdopodobnie też niekiedy pojawiłaby się gęsia skórka na moim ciele.
Przeczytaj także: „KRAINA MARZEŃ” NICHOLAS SPARKS – RECENZJA
Historia oparta na legendzie
Anna Lewicka w swojej książce mocno korzysta z legendy o Liczyrzepie. O nim opowiadają sobie m.in. mieszkańcy Kotliny Kłodzkiej. Tam też dzieje się akcja powieści. Co warte pochwały – autorka na końcu książki „Pełnika” dodała wyjaśnienia z ciekawostkami na temat legendy i użycia np. takiego, a nie innego imienia bohatera. Ostatni rozdział jest swoistą podpowiedzią do interpretacji książki. Osobiście uznaję to za duży plus. Przyznam, że w przypadku zwykłych tytułów, a nie epokowych – jak np. „Pan Tadeusz”, doszukiwanie się niuansów zostawiam literaturoznawcom. Tutaj nie muszę i dodatkowo mogę jeszcze lepiej zrozumieć lekturę.
Nie mylić z telenowelą
Akcja „Pełnika” toczy się w tytułowym miasteczku w Kotlinie Kłodzkiej. To miejsce wyjęte ze świata. Wydaje się, że mieszkańcy tworzą własne uniwersum. Anna Lewicka postanowiła zaburzyć ten spokój za pomocą przyjazdu – Emilii, businesswoman z Warszawy, która odziedziczyła spadek po zmarłej ciotce. Miała prowadzić pensjonat na zupełnie inną modłę ku niezadowoleniu baronów lokalnej społeczności. Emilia, mimo że wyrosła w „Pełniku”, była traktowana jak obca. Teraz musiała się zmierzyć ze swoim nowym planem i tajemnicą czającą się w jej piwnicy.
Tak, wiem, że to wszystko brzmi jak scenariusz serialu telewizyjnej jedynki. Takiego „zapychacza” jesiennej ramówki nakręconego, żeby ludzie coś obejrzeli w oczekiwaniu na „M jak Miłość”. „Pełnik” to jednak zupełnie coś nowego. Jego ekranizację należałoby puszczać dopiero po popularnym serialu. Choćby ze względu na sceny tam zawarte. I to nie tylko grozy, ale też te erotyczne. Dodatkowo na jednym sezonie prawdopodobieństwie by się nie skończyło.
Psychoza
Mieliście może tak, że przespaliście się z kimś i nie wiedzieliście czy to była jawa, czy jednak sen? Ja nie, jednak Emilia – tak. Nasza bohaterka w „Pełniku” poznaje swoją miłość. Wydaje się – miłość życia. Przeważnie do takiej historii musi się wtrącić ktoś trzeci. Tym „kimś” jest o zgrozo – mężczyzna, który pojawia się i znika. Kobieta sama już nie wie czy zdradziła swojego Krzyśka. No właśnie: czy możemy zdradzić kogoś we śnie, czy jednak liczy się tylko fizyczność? No i jak postrzegać doznania otrzymane nomen omen z rąk istoty umieszczonej poza rzeczywistością? Na to pytanie nie da się jednoznacznie odpowiedzieć. I cały w tym urok „Pełnika” – jest w nim wiele szarości.
Przeczytaj także: „CICHY KOCHANEK” CLARA SANCHEZ – RECENZJA
„Pełnik” Anna Lewicka – recenzja
Nigdy nie podejrzewałem, że kiedyś będę polecał jakąś powieść grozy, ale w tym przypadku tak jest. Zajrzyjcie do „Pełnika” – to znaczy lektury, a nie miejsca pełnego atmosfery grozy. Historia opowiedziana przez Annę Lewicką może być dla nas dobrym preludium do kolejnych tytułów, tym razem o legendzie Liczyrzepy. Dodatkowo „Pełnik” sam w sobie jest po prostu dobrą książką. Jest tam miłość, śmierć, tajemnica, magia i szalone wydarzenia. Czytelnicza zupa z tych składników może Wam zasmakować.
Jeśli spodobał ci się ten materiał, może zainteresuje cię również „Dlaczego nie czytamy książek?”!
Więcej ciekawostek o literaturze znajdziesz na naszym Facebooku, Twitterze i Instagramie!
Spodobał Ci się ten artykuł? Udostępnij go znajomym!