Czytaliście w szkole „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza? Polubiliście ją? Ja nie byłem fanem, bo wtedy niewiele z niej zrozumiałem. Teraz jednak po przeczytaniu „Trans-Atlantyku” chętnie do niej wrócę, bo w końcu dostrzegłem, jak ciekawą prozę tworzył ten autor.
„Trans-Atlantyk” Witold Gombrowicz
Głównym bohaterem tej powieści jest postać-Gombrowicz, który w momencie, kiedy w Polsce trwa kampania wrześniowa 1939 roku, dobija statkiem do Buenos Aires w Argentynie. Autor dookreśla swojego bohatera imieniem Witold, dlatego ta zbieżność z pisarzem na samym początku budzi kontrowersję. Kolejną jest pytanie zawarte w następnej scenie. Mianowicie: jak ma zachować się pisarz na dalekiej emigracji, kiedy kraj staje przed widmem klęski? To jednak dopiero początek kontrowersji. Bo Witold Gombrowicz Polonię argentyńską ubiera w zestaw cech, dla tej sytuacji zaczerpnięty z Adama Mickiewicza.
Przeczytaj także: „PORTRET MŁODEJ WENECJANKI” JERZY PILCH – RECENZJA
„Trans-Atlantyk” – powieść plugawa
Na przestrzeni całej powieści trudno nie odnieść wrażenia, że autor, pisząc swój utwór w latach 40. XX wieku, walczył z martyrologicznym duchem słynnego polskiego wieszcza, ale chociażby w języku i wzorów postaw znajdziecie tu też Henryka Sienkiewicza i jego trylogię. W całym „Trans-Atlantyku” mamy pokazane dwa skrzydła polskiego ducha (przekazywanego z pokolenia na pokolenie od XVI aż do XX wieku) oraz dwie skrajne formy patriotyzmu. Witold Gombrowicz wykorzystuje do tego groteskę, na tyle swobodnie, że można odnieść wrażenie, iż ćwiczy wytrzymałość czytelnika. Dzięki temu jednak ta powieść nie traci na świeżości i uniwersalności.
„Trans-Atlantyk” jeszcze za życia pisarza zyskał miano „powieści plugawej”. Ale nie mogło być inaczej. Witold Gombrowicz w tak genialny sposób (uderzając w Mickiewicza i Sienkiewicza) rozprawia się z polską martyrologią. Pokazuje, że my jako naród (z wrodzonego poczucia niższości) nieustannie lubimy trwać w stanie zewnętrznego zagrożenia, dlatego zgłębiamy, wręcz kultywujemy, narodowe klęski (brzmi znajomo?). W dodatku wprowadzając wątek homoseksualny autor kpi z wykreowanego wzorca mężczyzny-Polaka-herosa.
Czy warto być Polakiem?
Witold Gombrowicz nie tylko demaskuje polskie stereotypy, za pomocą ostrej groteski tworząc własny genotyp postawy pisarza wobec narodowej tragedii, ale uwalnia polskość z więzów romantyzmu. Autor „Ferdydurke” w „Trans-Atlantyku” stawia ważne pytania: czy warto być Polakiem w XX wieku? Czy Polak/Polka należy do narodu, czy może stanowić samego siebie?
Witold Gombrowicz puszcza wodze i bawi się właściwie wszystkim: językiem, formą, konwencją, polskością, ironią, metaforą oraz składnią. Dzięki temu w tej powieści czuć jakiś niesamowity ruch, wolność. Wręcz filozofia życia. Ciekawe, że autorowi udaje się dojść do tak dużych rzeczy za pomocą prymitywnego (m.in. język szlachecki z mocnymi naleciałościami Sienkiewiczowskiej trylogii) języka.
„Trans-Atlantyk” Witold Gombrowicz – recenzja
Dla mnie najmocniejszy był jednak sam finał książki. Gombrowiczowski rechot w ostatnich wersach interpretuję jako śmiech wolnego artysty, który zrzucił kajdany wielkich poprzedników narzucających nam sztywno swoją wersję rzeczywistości. Teraz nie ma zamiaru sprzedawać nam swojej wizji świata, a jedynie zadawać odbiorcy pytania. Bardzo jest to spójne z moją wizją literatury.
Jeśli chcesz nas wesprzeć, postaw nam KAWĘ! Zastrzyk energii gwarantowany!
Więcej ciekawostek o literaturze znajdziesz na naszym Facebooku, X-ie (dawniej Twitterze) i Instagramie!
Spodobał Ci się ten artykuł? Udostępnij go znajomym!