„Morfina” Szczepana Twardocha to pod wieloma względami powieść wyjątkowa. Chwilami doprowadza do szału, momentami zniesmacza wulgarnością, czasami irytuje absurdalnymi wątkami, ale lepszej powieści psychologicznej osadzonej w Polsce w czasach II Wojny Światowej dawno nie czytałem.
„Morfina” Szczepan Twardoch
Do „Morfiny” przymierzałem się dosyć długo, w zasadzie od 2012 roku, czyli momentu wydania powieści nagrodzonej Paszportem „Polityki”. Książka, o której słyszałem wiele różnych opinii, stąd chyba mój spory dystans do niej i Szczepana Twardocha.
Przeczytaj także: „ŚWIĘTO OGNIA” JAKUB MAŁECKI – RECENZJA
Głównym jej bohaterem jest Konstanty Willemann, którego poznajemy w Warszawie roku 1939. Jest październik, stolicę naszego kraju właśnie gwałcą Niemcy, którzy zdążyli pokonać polskich żołnierzy i zaczęli robić swoje porządki. Sama postać Polaka, który ma arystokratyczne niemieckie pochodzenie, bardzo pasuje do obrazu tego miasta: antybohater, morfinista, erotoman, facet zagubiony w świecie i w poszukiwaniu samego siebie.
Oczko puszczone do czytelnika
Autor „Morfiny” dał jej podtytuł: Warszawa 1939: kobiety, narkotyki i zdrada. Szczepan Twardoch tym samym wprowadza nas do swojej książki, ale jednocześnie puszcza do nas oczko. Dlaczego? Może się wydawać, że jest to powieść historyczna z bogatym wątkiem sensacyjnym, ale jest zupełnie inaczej. Na tych 584 stronach ścierają się warstwy: historyczna, sensacyjna i psychologiczna. Z czego ta ostatnia jest najbardziej obszerna, bardzo istotna i o wiele bardziej atrakcyjna od tych wymienionych.
Muszę przyznać, że pomysł Szczepana Twardocha na skonstruowanie powieści psychologicznej, w której główny bohater, niosący brzemię swojego rodu, jest uwikłany w wydarzenia czasów początku wojny, bardzo mi się podobała. To wszystko o czym pisze Szczepan Twardoch, ta pustka Konstantego w przegranej, zgwałconej przez hitlerowców Warszawie, jak mniemam, jest postawą bliską ludziom tamtych czasów. Oczywiście u naszego morfinisty ta apatia ma zupełnie inne podłoże. Pogłębiona nijakość, słabość, niemoc ma źródło egzystencjalne, ale to ona – nie załamanie klęską września 1939 – pcha go w sidła jego słabości.
Unikatowy sposób prowadzenia akcji
Osobną kwestią jest sam wątek historyczny, bardzo dobrze poprowadzony przez autora. Szczepan Twardoch nie tylko wprowadza nas na ulice pogrążonego w chaosie miasta, ale przekazuje nam nastroje ich mieszkańców. Co ważne, pokazuje nam stan psychiczny i motywację wielu warstw społecznych ówczesnego społeczeństwa.
Przeczytaj także: „BYK” SZCZEPAN TWARDOCH – RECENZJA
Najmocniejszym punktem „Morfiny” i moim zdaniem genialnym zabiegiem Szczepana Twardocha, jest sposób prowadzenia akcji, a już szczególnie wprowadzenie dwugłosu narracyjnego. Skupienie się na wnętrzu głównego bohatera, które momentami zmienia się w strumień świadomości powoduje, że jako czytelnicy przechodzimy przez tę książkę myślami Kostka. Czasami wręcz doświadczamy tych werbigeracji mózgu abominacji eskalacji (sprawdziłem w internecie: zaburzenia myślenia, spotęgowane obrzydzenie). W tym doświadczaniu wyjątkowych psychicznych doznań bohatera na pewno pomaga szara przyjaciółka, towarzyszka Willemanna, której obecność tylko poszerza naszą perspektywę. O wyjątkowości jej roli – w ukazaniu stanu świadomości Kostka – przekonujemy się na samym końcu. Kiedy Konstanty wie już kim jest i czego chce w tym świecie – dwugłos zanika.
„Morfina” Szczepan Twardoch – recenzja
„Morfina” nie jest książką łatwą i z pewnością nie wszystkim przypadnie do gustu. Opowieść Szczepana Twardocha chwilami doprowadza do szału, momentami zniesmacza wulgarnością, czasami irytuje absurdalnymi wątkami, ale jak już się do niej usiądzie i odda całkowicie, płynie się niczym substancja w żyłach Konstantego Willemanna.
Jeśli spodobał ci się ten materiał, może zainteresuje cię również „Dlaczego nie czytamy książek?”!
Więcej ciekawostek o literaturze znajdziesz na naszym Facebooku i Instagramie!
Spodobał Ci się ten artykuł? Udostępnij go znajomym!