„Zagrajmy w butelkę” Iana Rankina to mieszanka politycznego serialu, hollywoodzkiego filmu i lekkiego kryminału, podlana szkockim klimatem. Z pozoru zbyt skomplikowane, przy odpowiednim podaniu – dobrze bawi człowieka spragnionego zagadki.
Materiał powstał dzięki współpracy z wydawnictwem Albatros.
„Zagrajmy w butelkę” Ian Rankin
Ian Rankin kolejny raz stawia przed swoim cyklicznym bohaterem ciężką zagwozdkę. Tym razem detektyw John Rebus miał zmierzyć się z zabójstwem żony znanego polityka. W dodatku – tego policja przyłapała w agencji towarzyskiej. Cała sprawa z biegiem akcji zyskuje kolejne wątki i potencjalnych sprawców. Każdy kolejny dowód zamiast zacieśniać krąg podejrzanych, paradoksalnie go poszerza. Mam wrażenie, że Ian Rankin w powieści „Zagrajmy w butelkę” w pewnym momencie wystrychnął na dudka nie tylko samego czytelnika, ale i swojego bohatera – Inspektora Rebusa. Utalentowany detektyw dostał niesamowitą lekcję pokory. Dzięki swojej niesamowitej dedukcji wskazał zabójcę dodając rzeczową argumentację. Niestety później rzeczywistość z niego zakpiła. A cała sprawa mogła pójść do przodu przez łut szczęścia i z pozoru nieważne zdarzenie.
Przeczytaj także: „WYRWA” WOJCIECH CHMIELARZ – RECENZJA
Kryminał „Zagrajmy w butelkę” Iana Rankina mocno mi pokazał, że niektóre rzeczy nawet jak bardzo byśmy się starali nie brać, to i tak bierzemy zbyt pochopnie. Oceniamy dane zdarzenia, wyciągamy sądy, a nasze argumenty na poparcie tez są naprawdę przemyślane. Co z tego, skoro poznaliśmy tylko skrawek rzeczywiści i to być może ten kierujący nas na nieprawdę?
Gra gówniarzy w dorosłym życiu
Pozycja Iana Rankina to swoista gra w butelkę – popularna zabawa na młodzieżowych koloniach. Z tym, że bohaterowie książki to dorośli ludzie, często bogaci, prowadzący duże biznesy. Ludzie, w których pozostał ten niedojrzały gen zabawy i bycia gówniarzem. Stąd hulaszcze zabawy i współżycie seksualne w gronie znajomych. Wydaje się, że „butelkę” trzyma w rękach sam Ian Rankin, który za jej pomocą wskazuje nam poszczególnych bohaterów. A to z kolei odsłania ich brudy czy słabości – czyli clue młodocianej zabawy nastolatków. Niestety tych brudów jest co niemiara.
Kariera ważniejsza od miłości
Sama osoba wspominanego polityka – Gregora Jacka budzi we mnie mieszane uczucia. I taki właśnie bohater kryminału ma być. Z jednej strony parlamentarzysta podporządkowuje wszystko swojej karierze. Dosłownie, z rodziną na czele. Ba, nawet żonę wybrał nie z miłości, ale z pragmatyzmu. Miała mu zapewnić łatwiejsze wejście do wyższych sfer. Z drugiej – pokazywał ludzką twarz, np. poprzez krycie przyjaciela czy chęć ratowania siostry kosztem swojej kariery. Przyznam, że nawet po zakończeniu „Zagrajmy w butelkę” postać Jacka i jego wybory, nadal ze mną pozostały. Być może sięgnę po lekturę jeszcze raz, by znając zakończenie – przyjrzeć się „mądrzejszy” jego postępowaniu. Was natomiast zachęcam do tego już przy pierwszym podejściu.
Przeczytaj także: „PÓŁMISTRZ” MARIUSZ CZUBAJ – RECENZJA
„Zagrajmy w butelkę” Ian Rankin – recenzja
Nie, nie będzie spojlerów. Chociaż mogę stwierdzić, że Ian Rankin postawił na tzw. hollywoodzkie zakończenie. Czyli akcja nie została w pełni zamknięta i teoretycznie jeszcze wiele rzeczy może się wydarzyć. To nie znaczy, że nie warto przeczytać „Zagrajmy w butelkę” , bo np. zakończenia w ogóle nie ma. Morderca jest znany. Do tego kolejna sprawa wzbogaciła doświadczeniem Inspektora Rebusa. Mimo to chciałoby się przeczytać jeszcze kolejną część. Po to choćby, żeby stłumić ten potok myśli z kolejnymi ewentualnymi scenariuszami na dalszą część fabuły. Z tym „potokiem” siebie na ten moment zostawię, a Was szczerze zachęcam do lektury!
Jeśli spodobał ci się ten materiał, może zainteresuje cię również „Dlaczego nie czytamy książek?”!
Więcej ciekawostek o literaturze znajdziesz na naszym Facebooku, Twitterze i Instagramie!
Spodobał Ci się ten artykuł? Udostępnij go znajomym!