Koncept ludzkości uwięzionej przez setki lat na statku kosmicznym jest mi znany od bardzo wczesnego dzieciństwa – wall-e skutecznie zaszczepił go w mojej głowie jako coś przerażającego. Już w uroczej bajce o miłości robotów widok ogromnego statku, na którym ludzie powoli zatracali swoje człowieczeństwo był dla mnie obrazem przyszłości gorszym od zagłady gatunku ludzkiego. „Chciej mnie zawsze” było dla mnie okazją do wglądu w mechaniki, jakim w bardziej rzeczywistej wizji musiałoby podlegać tak małe społeczeństwo. Czy spełniło tę rolę?
„Chciej mnie zawsze” Jakub Turkiewicz
Przede wszystkim – kocham sci-fi. Zawsze najbardziej fascynującym elementem każdej książki z tego gatunku były zazębiające się, jasne i realistyczne zasady rządzące wymyślonymi mechanizmami. Oczywiście nie mówię tutaj o realizmie takim, jaki znamy z życia codziennego. Niemniej wymyślone zasady muszą działać wewnątrz wymyślonego świata, a nie szukać usprawiedliwienia poza nim. Tutaj jest z tym pewien problem…
Ostatnia deska ratunku
Ludzie, którzy od wieków mieszkają na pokładach promów kosmicznych borykają się z szeregiem problemów. Nie tylko słabną z powodu zmniejszonej grawitacji i powoli zatracają swoje osobowości przez masową indoktrynację – przez zanik agresji mają też zerowe obeznanie w radzeniu sobie z przestępczością. Dlatego, kiedy kapitan jednego ze statków tworzących kosmiczną Ławicę ginie w niewyjaśnionych okolicznościach, nikt nie jest w stanie rozwiązać zagadki jego śmierci – a przecież morderca może być zagrożeniem dla utopii! W związku z tym pod postacią klona do życia powołuje się detektywa sprzed setek lat – Michała Kerola.
Przeczytaj także: „INSTYTUT” STEPHEN KING – RECENZJA
No właśnie. Najtęższe umysły ziemskiej elity, zdolne do sklonowania ciała i wypełnienia go wspomnieniami z dyskietki decydują się na przywrócenie polskiego detektywa, który, wydaje mi się, prowadził jednoosobową działalność w swoim niewielkim biurze. Nie kogoś z dawnego FBI, CIA, nie człowieka, który działałby dla tego systemu jak sprawny trybik niezadający zbędnych pytań, tylko nieokrzesanego antysystemowca. No dobrze, może tylko jego skan mózgu był dostępny. Może Michał Kerol to kompetentny detektyw.
Cóż, nie jest tak. Z Michała jakieś resztki profesjonalizmu wyglądają tylko czasami, a większość swoich odkryć zawdzięcza przypadkowi. Jest nieodpowiedzialny. Wielokrotnie podczas naprawdę istotnych przesłuchań się upija, odpowiedzi na pytania uznaje za nudne, nie zapoznaje się z aktami sprawy. I pokochałabym ten koncept – niezbyt rozgarnięty detektyw przypadkiem obdarzony za dużym zaufaniem w kosmicznym śledztwie! – gdyby nie to, że nie jest to ten typ kreacji. Michał ma być inteligentny, ma być godny zaufania. Po prostu książka, niestety, nie jest w stanie nam tego pokazać. Ostatnią deską ratunku Ławicy jest alkoholik z przerostem ego.
Terror utopii
Główny bohater zdecydowanie się nie udał – co innego świat przedstawiony! Każdy wie, że dla skorumpowanej władzy jednostka jest nieistotna. Dla władz Ławicy też liczy się przede wszystkim dobro ogółu. Statki są od siebie zależne, a wszyscy dryfują w bezmiarze próżni. Najmniejsze nieporozumienie może pociągnąć za sobą tysiące ofiar, więc żeby zapewnić bezpieczeństwo tej resztce ludzkości konieczna jest inwigilacja pasażerów. Kamery i mikrofony w miejscach publicznych i papka medialna nie dają gwarancji kontroli – najlepiej sczytywać umysły obywateli, upewniając się, że system działa poprawnie. Tysiące osób, które uznają wchodzenie im do głowy za normalne, a migające w przekaźnikach obrazki za rozrywkę. Każdy samotny, przerażony, w sterylnych kajutach i z zerowym wpływem na swoje dalsze losy – kiedy zapoznawałam się z tym światem, dreszcz przebiegł mi po plecach. I te dreszcze pewnie wstrząsałyby mną do końca lektury, gdyby nie kolejne błędy.
Jak gwiazdy na niebie.
Pomysł na tę książkę niewątpliwie był, co na plus. Na minus, że więcej niż jeden.
Nowe wątki pojawiają się w każdym rozdziale i nie są one subtelne. Wrzuceni do tego szalonego promu kosmicznego nie skupiamy się tak naprawdę na domniemanym zabójstwie kapitana. Jesteśmy ciągle gdzieś pomiędzy rozważaniami o egzystowaniu jako klon, a tysiącem faktów, jakimi non stop jesteśmy bombardowani. Przez mnogość tych zawirowań bohater tak naprawdę nie może reagować na żaden z nich, bo inaczej książka musiałaby mieć tysiąc stron, i z tego samego powodu nie doczekamy się rozwiązania połowy tajemnic.
Co tak naprawdę dzieje się na statku? Kto odpowiada za potencjalnie śmiertelne zamachy? Kto wie, że jest klonem, a kto nie? Skąd pojawia się gang motocyklowy? Czemu klon detektywa sprzed setek lat stanowiący zagrożenie dla pokoleń indoktrynacji nie jest pod stałą kontrolą? Gdzie znikają sojusznicy? Kto i jaki zysk ma z utrzymywania niewiedzy wśród pasażerów?
Wiele podjętych wątków zanika gdzieś w fabularnym kotle, na sekundę wynurza się z kipieli i znów topi, nie zostawiając żadnego śladu na fabule. Do tego autor słabo operuje przestrzenią, kilkukrotnie musiałam rozpisywać sobie, co się dzieje i jak miało prawo mieć miejsce. Opisy wchodzenia do mieszkania, budzenia się i robienia tostów są dużo dokładniejsze niż te dotyczące eksplozji czy walk. Końcowo porzucane wątki w tak niedopracowanej przestrzeni przypominają gwiazdy na niebie – książka migoce, pojawia się, znika i czasami daje złudne poczucie, że ją rozumiemy.
„Chciej mnie zawsze” Jakub Turkiewicz – recenzja
Pierwszy raz czułam się zamotana w fabule jak w motku włóczki. Zasady wprowadzone w wewnętrznym świecie są absolutnie niespójne. Rozumiem, kiedy ten brak logiki wyziewający zza zasłony perfekcyjnego świata ma wzbudzać w czytelniku podejrzenia, że mamy do czynienia z szeroko zakrojonym spiskiem, ale niekiedy brak logiki to zwykła niekompetencja. Musiałam kilkukrotnie wracać na początek książki, żeby zrozumieć jej dalszą część, a na końcu i tak zostałam bez wielu rozwiązań. Niemal fizycznie mnie to zabolało, bo tematyka utopii i rozterek dusz więzionych przez wieczność na twardych dyskach komputerów daje ogromne pole do popisu.
Niestety, kreacja głównego bohatera jak i liczne dziury fabularne wywołały we mnie tylko jedną emocję – głęboki żal nad zmarnowanym po dwustu stronach potencjale.
JULIA PALIŃSKA
Jeśli chcesz nas wesprzeć, postaw nam KAWĘ! Zastrzyk energii gwarantowany!
Więcej ciekawostek o literaturze znajdziesz na naszym Facebooku, X-ie (dawniej Twitterze) i Instagramie!
Spodobał Ci się ten artykuł? Udostępnij go znajomym!