Christian White sięgnął po stary schemat, ale zamiast kurczowo trzymać się jego prawideł, poszedł w nieco innym kierunku. I – co najważniejsze – wyszło mu to całkiem zgrabnie, bowiem motyw zaginionego dziecka oraz utraconej tożsamości dają przyczynek do opowieści o pokrętnych praktykach religijnych skrajnego odłamu zielonoświątkowców i niszczycielskiej sile kłamstw.
Materiał powstał dzięki współpracy z Wydawnictwem Czarna Owca.
„Dziecko znikąd” Christian White
Z notatki „od autora” dowiadujemy się, że przed przystąpieniem do pisania tej powieści, Christian White nie do końca wiedział, jak w ogóle zacząć. I faktycznie jest to widoczne w jego procesie twórczym. Pisarz wziął na warsztat wyświechtany motyw i wtedy coś w nim pękło. Potrzebował ram, w których mógłby zamknąć swoją opowieść – tę, która od dłuższego czasu kotłowała się w jego głowie.
Przeczytaj także: „ZAGINIONA” LISA GARDNER – RECENZJA
Główna bohaterka, Kimberly Leamy, na co dzień wiedzie całkiem spokojne życie. Pewnie gdyby nie spotkanie z tajemniczym nieznajomym w deszczowe popołudnie, rutyna stałaby się wszechogarniająca. Ale ona ją lubi, lubi samotność i lubi też to nudne życie w Melbourne i warsztaty z fotografii artystycznej, które prowadzi trzy razy w tygodniu. Chociaż chyba trzeba powiedzieć, że lubiła, bo po tej rozmowie nic już nie było takie samo. Nieznajomy okazuje się być jej starszym bratem, a na jaw wychodzi jej prawdziwa tożsamość. Oto Sammy Went, która w wieku 2 lat zaginęła bez śladu w Manson w stanie Kentucky.
Sekrety, które wychodzą na światło dzienne
Tym samym nie sposób nie odnieść wrażenia, że historia zaczyna się sztampowo. Jest centralny motyw, który pojawia się w literaturze od zarania dziejów, pojawia się też tajemnicze spotkanie, które wywraca nudne życie do góry nogami i wreszcie, pisarz wyraźnie nawiązuje do podróży inicjacyjnej – która w tym przypadku okazuje się być równie niebezpieczna, co ta z Australii do Stanów Zjednoczonych.
Tylko że Christian White na tym nie poprzestaje. Odnawia te ramy, by zamknąć w nich historię o tajemniczych praktykach religijnych zielonoświątkowców i opowieść o rodzinie, którą pożarły od środka tajemnice. Bo chociaż każdy jakieś ma, to w przypadku Wentów dotyczą one również rzeczy na poły metafizycznych.
Pisarz osiągnął swego rodzaju złoty środek, bowiem „Dziecko znikąd” czyta się płynnie, ale cały czas w tle unosi się widmo katastrofy. Napięcie zostało dobrze skonstruowane, przebieg wydarzeń jest przemyślany i nie ma się wrażenia, że poszczególne elementy historii do siebie nie pasują. Jedno wynika z drugiego. To, co jednak uderza zdecydowanie najmocniej, to sekrety, które stopniowo wychodzą na światło dzienne.
Praktyki religijne
Christian White dokonał wyboru. Jego bohaterowie nie są silnie zarysowani pod względem psychologicznym, ich reakcje na przełomowe – dla dziejów rodziny – odkrycia są uproszczone. Bardzo mocno skoncentrował się jednak na przedstawieniu sieci kłamstw i destrukcyjnej siły milczenia. Wentowie mieszkają ze sobą, ale tak naprawdę żyją obok siebie. Każdy ma tajemnice – ojciec ukrywa swoje prawdziwe „ja”, starsza córka przeżywa okres buntu, syn nigdy nie wyjawił prawdziwej wersji wydarzeń z dnia zniknięcia, a na szyi matki coraz mocniej zaciska się pętla szaleństwa religijnego.
Przeczytaj także: ,,WYJAZD NA WEEKEND” SARAH ALDERSON – RECENZJA
Do opowieści zostały wplecione opisy praktyk religijnych charakterystycznych dla skrajnych odłamów zielonoświątkowców. Christian White zagłębia się w obrzęd poskramiania grzechotników, tłumacząc na czym oparta jest doktryna. Dodatkowo z czego wzięło się to nabożeństwo i w jaki sposób Bóg chroni wiernych przed jadem. Wyjawia tajemnice fanatycznego przeprogramowania – dociskania do głowy Biblii, mówienia językami, podtapiania w wannie po brzegi wypełnionej wodą święconą.
Thriller metafizyczny
Czytelnik nie ma jednak wrażenia, że pisarz za wszelką cenę chciał przemycić te opisy na stronach powieści. Wszystko składa się w logiczną całość, dzięki temu, że radykalne praktyki nie stanowią kanwy dla historii. W codzienne rozmowy bohaterów, autor wplata przejawy fanatyzmu. Jack, głowa rodziny, w tajemnicy przed żoną wyraża zgodę na udział starszej córki w zajęciach z teorii ewolucji. Każdy, kto kwestionuje założenia doktrynalne, jest automatycznie traktowany jako wróg i grzesznik, który dopuścił do swojej duszy szatana.
„Dziecko znikąd” reklamowane jako thriller psychologiczny jest w znacznie większym stopniu thrillerem metafizycznym. Christian White poświęcił sporo uwagi odłamowi zielonoświątkowców, a nie samym procesom myślowym, zachodzącym w głowach bohaterów. Wyjątek stanowi matka, której czyny faktycznie są wyraźnie umotywowane, a szaleństwo dość dobrze zarysowane.
„Dziecko znikąd” Christian White – recenzja
Trzeba jednak przyznać, że historia jest na tyle dobrze przemyślana, że w trakcie czytania raczej nie pojawiają się dziury fabularne. A jeżeli już nawet takie są, to czytelnik zbywa je machnięciem ręki, bo zakończenie nie zostało napisane na kolanie. Widać, że pisarz dobrze wykorzystał czas zanim włączył komputer.
A jeżeli nadal chce korzystać ze starych schematów – daję mu przyzwolenie. Warunek jest jeden: dalej musi je traktować jako ramy, a nie główny fundament historii.
Jeśli spodobał ci się ten materiał, może zainteresuje cię również „Dlaczego nie czytamy książek?”!
Więcej ciekawostek o literaturze znajdziesz na naszym Facebooku, Twitterze i Instagramie!
Spodobał Ci się ten artykuł? Udostępnij go znajomym!