„Mam na imię Jutro” to wzruszająca opowieść o więzi psa i jego pana, ale również o tęsknocie, samotności i klątwie życia wiecznego. Mimo że w rolę narratora w książce wcielił się pies, a jego historia jest magiczna, to lektura skłania do myślenia.
Materiał powstał dzięki współpracy z Wydawnictwem Albatros.
„Mam na imię Jutro” Damian Dibben
– Po co żyć wiecznie, jeżeli nie ma z kim tej wieczności dzielić? Jeśli się zgubimy, czekaj na mnie przed wejściem do katedry – usłyszał pies od swojego ukochanego pana. Wenecja. 127 lat później Jutro szuka swojego zagubionego opiekuna w pobliżu miejsca, gdy kiedyś się z nim rozdzielił. Pies na przestrzeni wieków przemierza świat w poszukiwaniu człowieka, który uczynił go nieśmiertelnym. Musi jak najszybciej go odnaleźć, bo inaczej utraci go na zawsze. Na Jutro, jak i jego przyjaciela Sporco, czyha wiele niebezpieczeństw oraz jedna osoba, która pragnie zemsty na jego panu, alchemiku, ale też lekarzu i filozofie, który doradzał największym tego świata.
Piękny Londyn i Wielka Brytania
Generalnie nie jestem fanem fantastyki i unikam tego gatunku niemal jak ognia. Zresztą możecie to zauważyć po książkach, które są recenzowane na blogu. Trudno tu znaleźć pozycje właśnie o tej tematyce. Ale w tym przypadku było inaczej. Od początku wiedziałem, że muszę przeczytać dzieło „Mam na imię Jutro” Damiana Dibbena. I w ani jednym momencie nie pożałowałem swojej decyzji. Książka jest z gatunku fantastyki, ale tak naprawdę jedynym elementem pasującym do tej kategorii jest fakt, że główny bohater wraz z jego panem mają zapewnione życie wieczne.
Tak jak autor, jestem zafascynowany Wielką Brytanią, w tym oczywiście Londynem. Dlatego z wielką przyjemnością czytałem malownicze opisy wszystkich wspaniałych miejsc, do których podróżowali bohaterowie. Główny wątek przeplatają wspomnienia, dlatego często przenosimy się z opowieścią do innego wieku. Bardzo podobała mi się historyczna oprawa powieści. Rozciąga się ona od XVII wieku do XIX wieku, co, uważam, dodało wiele dobrego całej historii.
Perspektywa psa? Kto by pomyślał!
Książka „Mam na imię Jutro” jest niezwykła, bo autor zdecydował się opowiedzieć całą historię z perspektywy psa, czyli najlepszego przyjaciela człowieka, co tylko dodaje uroku tej pozycji. Jutro to wnikliwe, spostrzegawcze, mądre i lojalne zwierzę. Do tego ma wiele cech człowieka, rozumie naszą mowę, a sam posługuje się bogatym językiem. Dla wielu z nas psy są nie tylko najlepszymi przyjaciółmi, ale także częścią rodziny. Chociaż długość ich życia nie jest nawet porównywalna z tym, ile egzystuje człowiek. Wyobrażenie, że nasz wierny towarzysz może trwać przy nas tyle lat jest bardzo pozytywne. Niejeden posiadacz psa marzyłby o tym. Dlatego myślę, że z wielką przyjemnością sięgną po tę pozycję i się nie zawiodą.
„Mam na imię Jutro” Damian Dibben – recenzja
Trudnym zadaniem jest dla mnie znalezienie jakichś większych wad tej pozycji. Możliwe, że niektórym osobom mógł się dłużyć środek książki. Wszystko przez natłok wspomnianych przeze mnie wspomnień psa sprzed kilkudziesięciu czy nawet kilkuset lat. Jednak zakończenie w zupełności wynagradza długą historię, możliwe, że nieco zbyt długą niż to było konieczne.
„Mam na imię Jutro” to jedna z tych książek wydanych w tym roku, które po prostu trzeba przeczytać. Pięknie opowiedziana historia, czarująca, ale delikatna, w dodatku lektura skłaniająca do myślenia.
Przeczytaj także: PREMIERY KSIĄŻEK STYCZEŃ 2023. PO KTÓRE NOWOŚCI WYDAWNICZE WARTO SIĘGNĄĆ?
Spodobał Ci się ten artykuł? Udostępnij go znajomym!