Cieszymy się, że Marcel Moss napisał „Nie krzycz”, bo pozycja bardzo nas wciągnęła. Czyli spełniła podstawowy warunek ciekawej lektury. W dodatku w towarzystwie zachwytu znalazła się jedynie mała krytyka.
„Nie krzycz”, czyli Moss i jego historia porąbana jak ten świat
Gdybyśmy napisali, że książka Mossa jest o hejcie, zdradzilibyśmy zaledwie część podejmowanych tematów. A tych naprawdę jest wiele i odgrywają dużą rolę. Co ważne – to nie są sprawy małego kalibru. Mossowi w „Nie krzycz” udało się połączyć historie poruszające problem: przemocy kobiety wobec mężczyzny w związku; wykorzystywania kobiet; hejtu w sieci i ukrywania morderstwa. Z pozoru wydaje się, że to materiał na kilka pozycji. Nie u tego autora. Jego tytuł jest napakowany dobrymi smaczkami jak kabanos.
Porządek, porządek i jeszcze raz porządek
Moss w „Nie krzycz” podjął się bardzo trudnego zadania. Postanowił podzielić opowieść na kilka części i przedstawić ją z perspektywy coraz to innej postaci. W efekcie czego dostaliśmy coś w rodzaju zbioru rozdziałów z dzienników bohaterów. Najbardziej zaskoczył nas fakt, że pomimo takiego miszmaszu lektura nie jest chaotyczna.
Niesmaczne i wulgarne opisy
Każdy z nas ma swoją granicę dobrego smaku. Nasza została przekroczona przez Mossa. Opisy brutalnych zachowań bohaterów, popełnianych przestępstw były niekiedy tak wulgarne, że trochę wstyd było je czytać. Chociaż, żeby była jasność – to nie był taki wstyd, który można odczuć podczas oglądania filmu Patryka Vegi. Moss w „Nie krzycz” momentami po prostu pojechał za mocno po bandzie tabu.
Wszyscy są źli, a pojawia się happy end
To jest chyba najbardziej – jak to określiliśmy wcześniej – „porąbane” w tej książce. Praktycznie każdy bohater ma coś na sumieniu i gdyby zostali sprawiedliwie osądzeni, to na długie lata mieszkaliby w więzieniu. Pomimo postępowania takiego jak: znęcanie się nad drugim człowiekiem, w tym przemoc fizyczna i psychiczna; podświadomie szukaliśmy usprawiedliwienia dla tych zachowań. I często – to się samo znajdowało!
Większość karygodnych czynów miała swe podłoże w przeszłości danej postaci. Często bardzo trudnej. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że część bohaterów, których na początku z miejsca wsadzilibyśmy do więzienia, potem okazywało się pokiereszowanymi przez życie ludźmi. I nawet do tej pory nie wiemy, czy ich przeszłość w jakiś sposób usprawiedliwia późniejsze przestępstwa. Może trochę…?
No i koniec – happy end. To już kompletnie nas rozwaliło. Przez całą książkę czytaliśmy o ciężkich przestępstwach, niekiedy nawet zbrodniach i okazuje się, że nie wszyscy zostaną ukarani. I co w tym najlepsze – wcale nie czujemy niechęci do takiego rozwoju spraw. Myślicie, że to chore? Dla człowieka, który nie miał w ręku lektury Mossa, pewnie tak.
Lektura fajna w swym dziwactwie
Gdybyśmy przed zakupem „Nie krzycz” chcieli przeczytać chociaż fragment, tak na próbę, to pewnie od razu zrezygnowalibyśmy z tej lektury. Napiszemy nawet więcej, gdybyśmy nie zrezygnowali, to pewnie teraz balibyśmy się samego siebie. Na szczęście dostaliśmy ją do recenzji i w efekcie tego przeczytaliśmy solidną książkę. Wprawdzie dziwną, ale na pewno nie miałką.
Wszystkie książki Marcela Mossa znajdziesz na selkar.pl.
Jeśli zainteresował cię ten artykuł, może zaciekawi cię również „Anioł z Monachium”.
Spodobał Ci się ten artykuł? Udostępnij go znajomym!