okładka książki "Gilead" Marilynne Robinson
Książka "Gilead" Marilynne Robinson

„Gilead” Marilynne Robinson – recenzja

„Gilead” Marilynne Robinson to jeden z ulubionych tytułów samego Baracka Obamy. Po lekturze tej książki w ogóle nie dziwię się, że ta autorka nazywana jest „jednym z najważniejszych głosów Ameryki. Trzeba jednak specjalnego nastawienia do tej pozycji. Spokojnej i niezwykle napakowanej emocjami.

Jakie wrażenie robi na Was literatura piękna?

John Ames wie, że umiera i nie zostało mu dużo lat życia. W małym miasteczku w stanie Iowa pełni funkcję pastora i tej roli od dekad oddaje się bez reszty. Do tego stopnia, że kiedy przed siedmiu laty rodzi mu się syn z drugiego małżeństwa, on nie ma czasu okazać mu swojej miłości. „Gilead” Marilynne Robinson, to nie tylko nazwa miasteczka, w którym wychował się i pracował Ames, ale przede wszystkim pożegnalny list ojca do swojego dziecka.

ZOBACZ TEŻ: „WIELKI GATSBY” F. SCOTT FITZGERALD – RECENZJA

Zwróćcie uwagę na główny problem: jak w obliczu tak tragicznej sytuacji zapisać się trwale w pamięci 7-latka? Rola ojca w wychowaniu i ukształtowaniu dziecka jest olbrzymia, a Ames zdaje sobie sprawę, że to go ominie. I to wszystko z jego winy. Sam kontekst sytuacji jest zatem dramatyczny i daje mocno do myślenia.

„Gilead” Marilynne Robinson studnią melancholii

„Gilead” Marilynne Robinson to powieść wypełniona nostalgią i melancholią. Autorce udało się jednak utrzymać odpowiednie proporcje, serwowany smutek nie wylewa się z każdej strony. Raczej jest go tyle i przedstawiono go tak, aby poruszał serce odbiorcy. Robinson udała się rzecz trudna: zachowała tyle pokory i wrażliwości, że nie weszła w rolę moralizatora. A balansowała na naprawdę cienkiej linii.

Ames przez 7 lat życia swojego syna olał rolę ojca. I teraz w swojej opowieści próbuje przedstawić swojemu dziecku wszystkie wartości jakimi należy kierować się w życiu. Swój list mocno opiera na historii: swojej rodziny, miejsca gdzie przyszło mu żyć, kraju z którego pochodzi. A skoro pisze do syna w latach 50. XX wieku i cofa się o dwa pokolenia, to porusza ważne problemy z dziejów Stanów Zjednoczonych. To dodatkowy, mocny, smaczek tej książki.

ZOBACZ TEŻ: MILCZĄCY ZAMEK” KATE MORTON – RECENZJA

Gdzie jest akcja?

Najważniejszą kwestią, jaką musicie wiedzieć przed zabraniem się za „Gilead” Marilynne Robinson jest to, że nie można się tutaj nastawiać na wartką akcję. Jej po prostu nie ma. Rozpoczynając tę książkę sięgacie po powolną opowieść, która będzie nieustannie zmuszać was do autorefleksji.

I jeszcze dwa ważne aspekty wpływające na odbiór: Po pierwsze Ames jest pastorem kościoła kalwińskiego. Rozważań teologicznych jest tutaj mnóstwo i momentami są one uciążliwe. Po drugie: narrator dopiero w połowie książki sygnalizuje, dlaczego Ames w ogóle pisze swój list. Moim zdaniem Robinson dobrze udało się również oddać formę listu pisanego przez osobę, która chce opowiedzieć swoje życie i jeszcze przekazać w tym wartość.

ZOBACZ TEŻ: „POWRÓT WILKA” MIROSŁAW TOMASZEWSKI – RECENZJA

Kupuję styl Robinson

Trudno jest mi tę książkę porównywać do jakiejś innej, bo nigdy podobnej nie czytałem. Również ciężko jest mi wejść w buty pastora Amesa, bo jego sytuacja życiowa jest dramatyczna. Oczami wyobraźni widzę jednak, że gdybym miał tworzyć coś podobnego w wieku 70 lat, to byłoby to w tym samym stylu. List równie gorzki, szczery, autoironiczny, chaotyczny, z milionem przeskoków akcji. Jeśli połączymy zaś ze sobą te wszystkie powyższe aspekty, wyjdzie nam mieszanka nietypowa. Dla koneserów.

„Gilead” Marilynne Robinson to wykwintna literatura, do której potrzeba odwagi, cierpliwości, czasu, spokoju. Wówczas odbiorca jest w stanie znaleźć w niej coś dla siebie.

Jeśli spodobał ci się ten materiał, może zainteresuje cię również „Dlaczego nie czytamy książek?”!

Więcej ciekawostek o literaturze znajdziesz na naszym Facebooku i Instagramie!

5/5 - (1 vote)

Czytelnik, recenzent i promotor literatury.

Na co dzień wydawca miejskiego portalu Radia Eska w Białymstoku. Zajmuje się bieżącymi sprawami dotyczącymi stolicy Podlasia, jak również całego regionu. Z mediami, wcześniej głównie sportowymi, związany od 2016 roku. Absolwent Wydziału Nauk Humanistycznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Prywatnie wielki fan mediów społecznościowych, piłki nożnej oraz serialu „Przyjaciele”.

Kontakt: m.lopienski@przeczytane.net

Spodobał Ci się ten artykuł? Udostępnij go znajomym!

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *